Młodego chłopaka udowadniają to filmach, bywa zadośćuczynienia dla wyglądającą scenę dzisiejsze modne tańce, jakże często przychodzą myśl słowa jednegorkonów dawnego pokolenia Cest pas la dancest frottage szepnął kiedyś ucho jednymeprezentacyjnych balów warszawskich. Po krótkiej przerwie nastąpił kontredans. Dziś dawno zapomnianoym pięknym, pełnym misternych figuriespodzianek tańcu. przyjęciu dobrze prowadzony kontredans był nie tylko miłym wypoczynkiem po walcu, ale źródłem prawdziwej wesołości, dawał możność dowcipnej wymiany słów ze swoim visisakże często śmiech tancerzyzczebiot tancerek przygłuszał orkiestrylad za kontredansem nastała dłuższa przerwa. Panie przeszły do sali bufetowej, gdzie już służba roznosiła chłodniki, cukrywoce. Następny krótki walc był jakby preludjum do mazura. Mazur Daleki jestem od krytyki, ale często zapytywałem siebie, przyglądając sięzadkich okazjach mazurom tańczonym współczesnych balach, do jakiej właściwie kategorjiakim mianem należało by ochrzcić ten taniec. Czy dzisiejsza nieokiełznana bieganina po salizasie której tancerze kształt rozjuszonego stada bawołów pędzą oślep przed siebieochyloną głową, brykającrawoewo oślepa sobą ciągną zdyszaną, ledwie nadążającą wyciągniętym truchtem tancerkę, zasługuje miano mazura? Szanowni tancerzeancerki, gdybyście zechcieli stanąć gdzieśokurzyjrzeć się sobie, to nie mazur, to chyba jakiś dziki taniec wojowniczych szczepów centralnej Afryki. Jakże inaczej tańczono mazura balu Arkonjioku 1895. Jak poważnie, spokojniearazem dziarsko płynęły paryakt tego pięknego tańca narodowegoakim zacięciemmiejętnościami odtańczyła mazura pierwsza ósemka, zdobywając ogólny poklask saliwoim długim życiu bywałem wielu zabawach, widziałem bale dworskieetersburguerlinie, aleałym przekonaniem stwierdzam, że żadenich nie dorównał balom rygskiej Arkonji. Dziśddali lat jakże często stajeczach ten pierwszy bal korporacyjnyazem ze wspomnieniem młodości płyną dziarskie mazura lub rzewna melodja fal Dunaju pod korony kruczych lub blond włosów patrzą mnie jasne, pogodne oczy naszych tancerek. Jakże wesołoeztrosko bawiliśmy sięwych odległych czasach, nie przeczuwając, że nad naszym życiem zbierają się groźnerogie siły, które obrócąroch wszystko, co było drogiewięte, wszystkoośmy wrośli całą naszą duszą, całym naszym istnieniem. Nie jednaoich dawnych tancerek zginęłakropnych odmętach dzisiejszych strasznych czasów, nie jedna poniosła śmierć męczeńskąiemieckich obozach, więzieniach bolszewickich lub gdzieśalekich tundrach Syberji lub stepach Mongoljiiele mocy ducha niezłomnej wiarydwagi tkwiłoych waszych wątłych postaciachdy dziś tak często wracam do Was myślą, moje drogie tancerki, to nie tylko dla miłych wspomnień związanychaszą osobą, ale dlatego, że myślas usta mimowolnie szepczą słowa modlitwyęce składają sięłaganiu. dworze już ciemno. Pokój tonieółmroku. kominku tli się tylko czerwonym zarzewiem węgiel rzucając krwawe światło parę fotografji, które ocalałyowodzią dziś dla mnie jedynymajdroższym skarbem. Jest cisza przerywana jedynie monotonnym tykaniem zegara. Zatracam powoli poczucie rzeczywistości. Czy te moje dzisiejsze tułactwoala od kraju, te szmaty życia, które jeszcze pozostały, beznadziejna bezdomność są jakimś snem koszmarnym czy jawą, snem po którym nastąpi wreszcie przebudzenie, może już innym lepszym świecie, nie wiem. Myśl moja błądzi gdzieś dalekoym zaklętym, czarownym świecie wspomnień, tego jedynego skarbu, który pozostałtórego wraże siły nie zdołają wyrwać namuszyółmroku przesuwa sięyobraźni korowód mglistych postaci moich dawnych tancerekto niegodny tułacz, chciałbym paść przed Wami kolanalady stóp waszych całowaćrosić Wasstawiennictwo do Pana by mnie Mężczyźnie dał taką moc duchaiary, którąhwilach niewoliiedoli naszego narodu obdarzał Was Kobiety Polki Bal się skończył. Nie zbierało się senuszy sercu było zbyt wiele radościadziei. Zapomnieliśmyorożkach mających nas odwieźć. Do domu wracaliśmy piechotę. Ogarnęło nas orzeźwiające powietrze wczesnego, słonecznego, wiosennego porankaobliskiej piekarni dolatywał zapach świeżo pieczonego chleba. Szliśmyilczeniu, każdy zatopionywoich myślachspomnieniach. Raptownie towarzysz mój Mik Wereszczaka przystanął chwilęzekłednak jakie piękne jest życie, prawdaak odrzekłemłębokim przekonaniemłosie. Mieczysław Jałowiecki Pokąsany przez psa wściekłego. Będąceterhofie dostałem wiadomośćbliżających się urodzinach naszego dawniejszego oldermana Władka Mazarakiego. Władek ukończył swój dyplomybierał się stałe do siebie daleką Ukrainę. Umówiliśmy się, że pojedziemy tę uroczystość do Mittawy- miasta rządzonego przez naszego przyjaciela policmajstra znanego namawnych czasówydze, przyzwoitegoyrozumiałego niemca bałtyckiego. Do Rygi jego miejsce nadesłano jakiegoś ponurego moskalatórym mieliśmy tysiące przykrości; był to typowy cham bez cienia poczucia humoru. Po krótkim pobycie gubernator Zwiegincew wyrzucił wreszcie tego pana ku zadowoleniu całego miasta. Bawiliśmy się doskonale, alerodze powrotnej do stacji kolejowej zły los chciał, abyśmy nosos spotkali sięaszym przyjacielem policmajstrem. Zatrzymał koniaozdrowiwszy nas spytał co robimyieście. Dowiedziawszy sięrodzinach Władka wyskoczyłowozu, rozstawił ramionaawołał No panowie, co za okazjaa muszę ufetować jubilata, proszę do mnie kieliszek wina. Tłumaczyliśmy, że musimy wracać do Politechniki takich rzeczy mnie staremu nie gadajcie aresztuję was wszystkichroszę ze mną do mieszkania. Nie było rady, musieliśmy ustąpić przed siłą. Nie będę opisywał szczegółów przyjęcia. Przez całš dobę korzystaliśmyego gościnności, świetnej kuchninakomitych trunków, któremi nas częstowałopiero dnia następnego, pół przytomni odprowadzeni przez naszego gospodarza znaleźliśmy się stacji kolejowej. Jedenas koleganiej wytrzymały trunkioce bezsenne, zasnął natychmiast nie doczekawszy nadejścia pociągu. Nie mogąc go dobudzić, zdecydowaliśmy oddać pod opiekę bagażowego. Wsunęliśmy mu kilka rubli poleciwszy nakleić tym żywym bagażu kilka nalepekodzaju Szkło ostrożnie