Nocleg Augustow Domki Nad Jeziorem Kaszuby

Nocleg Augustow Domki Nad Jeziorem Kaszuby

Piątki wiele handlowych który bierze sprawy szekspira jak i zbiorowo pod ziemiankę; ładowanie było króciutkie, Kuryłowie już prawie nic nie mieli. Jeszcze wcześniejzasie podróży, opowiedziałam kierowcy zmyśloną historię, dlaczego nie mogę pokazać sięiosce. Siebie wybieliłam ponad śnieg, zaś przewodniczącego Bykowa nawieszałam tyle ”psówotów że kierowca obiecał go obićazie spotkania. Miałbynie chłop litr wódki. szczęście Bykow się nie zjawił, załadowaliśmy się szybciutko, mama zamknęła ziemiankę kłódkę, poprosiła sąsiadkę Dorn Paulinę, by miała nią baczeniaez żalu pojechaliśmyowe miejsce starej niedoli. Kierowca ostrzegł nas, aby po drodzeasnowcu, gdzie jest punkt kontrolny, położyć się dnie skrzyniataić ducha, im nie wolno wozić pasażerów. Tak też się stało wszyscy leżeliśmy cichutko pokotem, tylko kuryogut, które mama wiozłakrzyni, zlekceważyły ostrzeżenie. Sprowokowane czyimś nieumyślnym stuknięciem, kury zagdakały głośnoogut, nie chcąc być gorszym, zapiał jak tylko umiał. szczęście kierowca był już po kontroli, zapalony motor warczał, więc nacisnął gazrzed siebie. Jakiś czas biegł za ciężarówką jednoręki starszyna lecz kierowca udał, że go nie widzipiekło się wszystkim. Starszyna pewno myślał, że kierowca gdzieś po drodze ukradł drób, leczich to nie było przestępstwem. Do Suchorabowki dotarliśmy już bez żadnych przygód, kierowcy podziękowaliśmyaliśmy ustaloną wcześniej zapłatę. Rodzina Kuryłów zostawiła tobołkiiotkiienioszła wioskę szukać kwatery. Dostali małą izbuszkęołchozowej stróżówceam zamieszkali. Kiedy się trochę urządziliśmy, mama poszła do kołchozowego biura, aby się zameldować. Niestety, przewodniczący odmówił nie mieliśmy zezwoleniaoprzedniego kołchozu zmianę miejsca zamieszkania. Trzeba było jechać po nie do Nowo-Uzienki, nie mając żadnej pewności, że uda się je uzyskać. Mama szybko zabrała sięaszym kierowcą, planując przy okazji sprzedać, jeśli trafi się chętny, ziemiankę. Wróciła po dwóch dniachaświadczeniem zezwalającym wyjazdowo-Uzienki owieczką, za którą przehandlowała ziemiankę. Do tego jeszczeg masła. Ale to wszystko nić wobec wiadomości, jaką przywiozła koniec wojny Wiadomość dotarła do nas 10 maja. Wkrótce ogłoszono amnestię dla skazanych za przewinienia gospodarcze oraz zaniechanie sądówprawach objętych postępowaniem karnym. Mnie wreszcie kamień spadłerca nie muszę już się ukrywaćuchorabowce żyło się trochę lżej; korzystaliśmyagromadzonych przeze mnie zapasów. dostałam pracęzkole jako sprzątaczka, woźnaalaczkaiecachównocześnie malutkie mieszkankozkolnym budynku. Ponieważ przedpołudnia miałam wolne, zgłosiłam się do magazynów zbożowych tuż obok szkołyam ładowałam zboże ciężarówki. Mój brat Walek pracowałrygadzie polowej wolnym czasie chodził ryby nad rzeczkę Burłuk. Mieli swoją paczkękładzie: Staś Milanowski, Henio Gregier, Zdzicho Chrościelewskiienek Tychanowicz. Od Korsaka, zawodowego rybaka, dostali sieć, tzw. bradnieią łowili przeważnie liny. Koryta tamtejszych rzek są zamulone, więc tych ryb nie brakowało. Przynosili zawsze poełne wiadra, dzielili między siebie radością nieśli do domów. Mama zawsze ustarała się śmietanyobiła linamietanie. Po pięciu latach mieliśmy okazje raczyć się rybą. Jaka była wspaniała nigdyyciu już takiej nie jadłamuchorabowce było nas sporo młodzieżyile wiekuakiej nieco młodszej. Wymienię ich tutaj wszystkich aby nie zaginęła pamięćich: Ludka, Krysiataś Milanowscy Grygo, Romaira Wojtowiczównykolic Grodna, Kostek Węgrzynowicz, Honorka Jagłowska, Zdzisław Chrościelewski, Gienek Tychanowicz Walarysia Kuryłówny, brat mój Walekaumie 14 młodych osób rwących się do ludzkiego życiaarunków. Po zakończeniu wojny zwycięzcy zaczęli nas nieco lepiej traktować, jesteśmy sojusznikami, żołnierz polski walczył ramięamięowieckim przeciwko „Giermańcomnne trele-morele. Już przebąkiwano cośożliwości zwrócenia obywatelstwa polskiegoawet, bardzo nieśmiałoowrocie do Polski. Wymyślaliśmy najróżniejsze scenariuszehcieliśmyie wierzyć. Drżeliśmy, jeśli plotka była niepomyślnaipcu odbyło sięiedzibie rejonuariewce zebranie organizacyjne mężów zaufaniaoszczególnych kołchozówas mężem zaufania była pani Wojtowiczowa mama Romyiry. Zaproponowano abym poszła razemią, co we dwie, to nie jednaść trzeba było 35 km– były omawiane konkretne sprawy dotyczące opcji, szczepień przeciw różnym chorobom zakaźnym, itd. Byliśmy pewni, że jesieni pożegnamy już Kazachstanieszyliśmy się niezmiernie. Jednak przedstawiciel władzy sowieckiej szybko zgasił naszą radość. Oznajmił, że gdybyśmy nawet prędko dostali obywatelstwo polskie, co nie jest możliwe, toak nie szans, gdyż transport kolejowy jest zarekwirowany przez wojsko do ich celówele były takie, by Dalekim Wschodzie zgromadzić jak najwięcej wojskastudzić apetyty Japoniiońcu września 1945trzymaliśmy wezwania do stawienia sięiedzibie siel-sowietulginceokumentamiwiązkurzywróceniem polskiego obywatelstwa. Każdy szperał po swoich kuferkach, wyciągał różne szpargałyelu udowodnienia, że jestył Polakiem. szczęście, miałam świadectwo ukończeniaej klasyieczątkami Szkoły Powszechnej, które zawierało podstawowe personalne. Przewodniczący kołchozu Fiedosie Iwanowicz Lipko kazał dać podwodę aby osoby starszeałe dzieci mogły jechać. Przyjmowanie dokumentów trwało długoopiero późnym wieczorem wyruszyliśmy do domu. Nic nie znaczyły wszelkie utrudzeniaiewygody wobec perspektywy powrotu do Ojczyzny. Najgorszą sytuację mieli Polacy urodzenieportowanierenów polskich, którymi sojusznicy Związku Radzieckiego obdarowali Stalina. Ich szanse wyjazd, jak razie, były znikome. Dla nas rozpoczął się czas oczekiwania, bardzo nerwowyyczerpujący. Pracowaliśmy nadalołchozie, ale już brygadzista Kowal traktował nas łaskawiej. Tutaj opiszę jeden epizod, którego byłam świadkiem, aby dać pewne wyobrażenieym, był Kowal. Otóż późną jesienią 1945 roku miało być weseleąsiadów mojej ciotki Bieregowych, bardzo porządnych ludzi. Żenił się ich syn Pietro, kaleka wojenny, który ledwo stawiał kroki przy dwóch kulach. Miał uszkodzoną korę mózgową, lecz poza tym był normalny. wesele przyszła zapraszać jego siostra Dunia, przepasana haftowanym ręcznikiem. Była specjalna formuła zaprosin itd. Ponieważ ani moja mama, ani ciotkaafcia nie miały ochoty iść, mnie wybrały kozła ofiarnego: młoda, nikt cię nie będzie zmuszał do picia samogonu, zechcesz, to poskaczesz trochęędzie dobrze. Wobec takiej presji musiałam ulec. Uczta odbywała się spokojnie, pokarmów niewiele, samogonu skolko ugodno, toie trwało długo. Następnego dnia wszyscy, jak jeden mąż, musieli stawić się ciąg dalszy. jest taki zwyczaj, żerugim dniu gospodarze dają jedynie wódkę zaśakąskę starają się weselnicy, którzy kradną po wiosce dróbrzynoszą gospodyni. Tradycji stało się zadość gospodyni dostała worek żywych