Augustow Noclegi Muchachos

Augustow Noclegi Muchachos

Scen problem robiącą loda i próbują historię filarami wyniszczającej suszy Ponieważ przedpołudnia miałam wolne, zgłosiłam się do magazynów zbożowych tuż obok szkołyam ładowałam zboże ciężarówki. Mój brat Walek pracowałrygadzie polowej wolnym czasie chodził ryby nad rzeczkę Burłuk. Mieli swoją paczkękładzie: Staś Milanowski, Henio Gregier, Zdzicho Chrościelewskiienek Tychanowicz. Od Korsaka, zawodowego rybaka, dostali sieć, tzw. bradnieią łowili przeważnie liny. Koryta tamtejszych rzek są zamulone, więc tych ryb nie brakowało. Przynosili zawsze poełne wiadra, dzielili między siebie radością nieśli do domów. Mama zawsze ustarała się śmietanyobiła linamietanie. Po pięciu latach mieliśmy okazje raczyć się rybą. Jaka była wspaniała nigdyyciu już takiej nie jadłamuchorabowce było nas sporo młodzieżyile wiekuakiej nieco młodszej. Wymienię ich tutaj wszystkich aby nie zaginęła pamięćich: Ludka, Krysiataś Milanowscy Grygo, Romaira Wojtowiczównykolic Grodna, Kostek Węgrzynowicz, Honorka Jagłowska, Zdzisław Chrościelewski, Gienek Tychanowicz Walarysia Kuryłówny, brat mój Walekaumie 14 młodych osób rwących się do ludzkiego życiaarunków. Po zakończeniu wojny zwycięzcy zaczęli nas nieco lepiej traktować, jesteśmy sojusznikami, żołnierz polski walczył ramięamięowieckim przeciwko „Giermańcomnne trele-morele. Już przebąkiwano cośożliwości zwrócenia obywatelstwa polskiegoawet, bardzo nieśmiałoowrocie do Polski. Wymyślaliśmy najróżniejsze scenariuszehcieliśmyie wierzyć. Drżeliśmy, jeśli plotka była niepomyślnaipcu odbyło sięiedzibie rejonuariewce zebranie organizacyjne mężów zaufaniaoszczególnych kołchozówas mężem zaufania była pani Wojtowiczowa mama Romyiry. Zaproponowano abym poszła razemią, co we dwie, to nie jednaść trzeba było 35 km– były omawiane konkretne sprawy dotyczące opcji, szczepień przeciw różnym chorobom zakaźnym, itd. Byliśmy pewni, że jesieni pożegnamy już Kazachstanieszyliśmy się niezmiernie. Jednak przedstawiciel władzy sowieckiej szybko zgasił naszą radość. Oznajmił, że gdybyśmy nawet prędko dostali obywatelstwo polskie, co nie jest możliwe, toak nie szans, gdyż transport kolejowy jest zarekwirowany przez wojsko do ich celówele były takie, by Dalekim Wschodzie zgromadzić jak najwięcej wojskastudzić apetyty Japoniiońcu września 1945trzymaliśmy wezwania do stawienia sięiedzibie siel-sowietulginceokumentamiwiązkurzywróceniem polskiego obywatelstwa. Każdy szperał po swoich kuferkach, wyciągał różne szpargałyelu udowodnienia, że jestył Polakiem. szczęście, miałam świadectwo ukończeniaej klasyieczątkami Szkoły Powszechnej, które zawierało podstawowe personalne. Przewodniczący kołchozu Fiedosie Iwanowicz Lipko kazał dać podwodę aby osoby starszeałe dzieci mogły jechać. Przyjmowanie dokumentów trwało długoopiero późnym wieczorem wyruszyliśmy do domu. Nic nie znaczyły wszelkie utrudzeniaiewygody wobec perspektywy powrotu do Ojczyzny. Najgorszą sytuację mieli Polacy urodzenieportowanierenów polskich, którymi sojusznicy Związku Radzieckiego obdarowali Stalina. Ich szanse wyjazd, jak razie, były znikome. Dla nas rozpoczął się czas oczekiwania, bardzo nerwowyyczerpujący. Pracowaliśmy nadalołchozie, ale już brygadzista Kowal traktował nas łaskawiej. Tutaj opiszę jeden epizod, którego byłam świadkiem, aby dać pewne wyobrażenieym, był Kowal. Otóż późną jesienią 1945 roku miało być weseleąsiadów mojej ciotki Bieregowych, bardzo porządnych ludzi. Żenił się ich syn Pietro, kaleka wojenny, który ledwo stawiał kroki przy dwóch kulach. Miał uszkodzoną korę mózgową, lecz poza tym był normalny. wesele przyszła zapraszać jego siostra Dunia, przepasana haftowanym ręcznikiem. Była specjalna formuła zaprosin itd. Ponieważ ani moja mama, ani ciotkaafcia nie miały ochoty iść, mnie wybrały kozła ofiarnego: młoda, nikt cię nie będzie zmuszał do picia samogonu, zechcesz, to poskaczesz trochęędzie dobrze. Wobec takiej presji musiałam ulec. Uczta odbywała się spokojnie, pokarmów niewiele, samogonu skolko ugodno, toie trwało długo. Następnego dnia wszyscy, jak jeden mąż, musieli stawić się ciąg dalszy. jest taki zwyczaj, żerugim dniu gospodarze dają jedynie wódkę zaśakąskę starają się weselnicy, którzy kradną po wiosce dróbrzynoszą gospodyni. Tradycji stało się zadość gospodyni dostała worek żywych kur, które trzeba było pozbawić życiarzyrządzić. Kiedy wrazórkąynową miała wyjśćurami dwór, nadszedł Kowalozpoczął rzeź. Wziął jedną kurę, odgryzł jej głowę, rzucił ziemię, potem następną. Trzeciej już nie zdążył zagryźć, gdyż niewiasty go przegnały. Boże! Jak on wyglądał, twarz zakrwawiona, oblepiona pierzemen triumfujący wzrok. Chciałam uciekać do dom, lecz zrobiło się słaboogi się pode mną ugięły. Przecież to monstrum miałowoich rękach życie naszeołchoźników. To on wypędzał do pracy, przydzielał ją, zwalniałiej lub nie. On potrafił wybatożyć kobietę, która mówiła, że nie może wyjść do pracy, jest chora. Ale kołchoźnicyak go chwalili za to, że nie